Rozdział pojawił się jednak dzisiaj. Oto i owoc mojej pracy:
Prolog
Byłam sama. Nikt oprócz mnie nie postawił się
ludziom którzy kazali nam budować wieże.
Wtrącili mnie do celi razem z Jellalem, Sho,
Wally'm i Millianną. Było tam zimno i mokro.
-Cześć, Erza.- powiedział Jellal-Za co tym
razem?
-Postawiłam się im.-odpowiedziałam
Popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
-Naprawdę?
Tylko skinęłam głową.
-Jesteś naprawdę odważna.
W jego oczach widziałam podziw. Sho, Wally i
Millianna siedzieli tylko z otwartymi ustami nic nie mówiąc, więc siedzieliśmy
w ciszy.
-Spróbuję jeszcze raz.-stwierdziłam uparcie
-Nie powinnaś tego robić. To może być
niebezpieczne.
-Nie szkodzi, będę próbować aż mi się uda
wszystkich uwolnić.
Odwrócił tylko wzrok. Martwił się o mnie. Było mi
przykro z tego powodu, ponieważ próbując uwolnić siebie i innych sprawiałam mu
ból.
Następnego dnia idąc budować Wieżę Niebios
zauważyłam małą lukę w murze.Gdyby tylko udało mi się do niej podejść!
Ośmioletnie dziecko takie jak ona powinno dać radę przez nią przejść.
Spojrzałam we wszystkie strony. Żaden strażnik nie
patrzył w moją stronę. Zobaczyłam tylko Jellal'a spoglądającego w moją stronę.
Rzuciłam mu tylko smutne spojrzenie i wyszłam.
Zobaczyłam jasne światło i poczułam powiew wiatru
na twarzy.
Byłam wolna. Czym prędzej
zaczęliśmy uciekać. Millianna, Simon, Wally, Sho i Jellal biegli obok mnie. Im
dalej od wieży się znajdowaliśmy tym częściej nachodziły mnie myśli: co dalej?
Udaliśmy się więc do miasta. Przez pewien czas
żyliśmy na ulicy. Słyszałam pogłoski o gildii potężnych magów - Fairy Tail.
Kajdany Jellal’a zostały na swoim miejscu. Nie
było innego sposobu na zdjęcie ich niż klucz lub
smoczy ogień.
Poszliśmy do lasu w celu pozyskania czegoś do
jedzenia. Szliśmy ścieżką, która była otoczona krzakami trujących owoców
wielkości człowieka. Gdy ktoś chociażby ugryzł ten owoc zostałby sparaliżowany.
Wiedzieliśmy o tym, więc żadne z nas nawet się do nich nie zbliżało.
Na końcu ścieżki ujrzeliśmy jabłonkę z pięknymi
czerwonymi jabłkami. Rozradowani ruszyliśmy w tamtą stronę.
Nagle drogę zagrodziła nam wielka zielona małpa. To
był Gorian. Wredne stworzenie porwało w swoje wielkie łapska Simona, Wally’ego,
Sho i Jellala. Ja i Milianna stałyśmy jak wryte. Strach sparaliżował nasze
ciała i umysły. W końcu gdy doszłam do siebie krzyknęłam:
-Zostaw moich przyjaciół wredny małpoludzie! –
dopiero teraz zwrócił na mnie uwagę
-A co taka mała dziewczynka jak ty może mi zrobić?
– popatrzył na mnie z rozbawieniem
-eee… – podniosłam z ziemi kamień i rzuciłam w
niego. Wiedziałam że to nic nie da ale nic innego nie mogłam wymyślić. Kamień
nie zrobił mi krzywdy, ale Gorian był rozwścieczony.
-Uciekaj!- krzyknęłam do Millianny, a sama zaczęłam
uciekać na drzewo. Małpolud dalej za mną podążał. Wdrapałam się na drzewo.
Wejście na nie, nie sprawiało mu większego problemu, ale ręce miał zajęte
trzymaniem moich przyjaciół. Popatrzył na wszystkie strony. Podszedł do liany i
zerwał ją jednym szybkim ruchem a potem do grubego drzewa i posadził przy nim
moich kompanów. Stracili przytomność. Przywiązał ich do pnia i powiedział:
-Teraz mogę się tobą zająć.- siedziałam na krawędzi
gałęzi więc łatwo mogłam spaść. Gorian podszedł do drzewa i potrząsną nim.
Natychmiast spadłam. Potłukłam się trochę ale to nie przeszkodziło mi w dalszym
ciągu kontynuować próby ratowania moich przyjaciół. Uderzył mnie pięścią w
brzuch więc na chwilę ja również straciłam przytomność.
Gdy się ocknęłam zobaczyłam małpę rozpalającą
ognisko.
-Widzę, że już się obudziłaś. Przez ciebie tak
zgłodniałem że umarłbym z głodu w drodze do domu, więc stwierdziłem, że urządzę
sobie kolację tutaj.- Kolację? Spojrzałam w niebo. Słońce już zachodziło.
Musiałam nieźle dostać. Spróbowała się podnieść. Jęknęłam tylko z bólu. Miałam
złamane żebro i kilka mniej poważnych zwichnięć. Widziała jak Gorian odwiązuje
Jellal’a i niesie w stronę ogniska.
Teraz to mnie wkurzył . Nie wolno nikomu krzywdzić
moich bliskich, a zwłaszcza nie jego! Ostatkami sił podniosłam się i poczułam
jak energia nagle zaczyna wypełniać moje ciało. Zaczęłam się świecić, a moje
ubranie zniknęło i zamieniło się w piękną zbroję. Była srebrna i składała się
głównie ze stalowej sukni i skrzydeł. Nie wiadomo skąd w mojej ręce pojawił się
duży lśniący miecz.
Bez chwili zastanowienia ruszyłam na wielką małpę i
przebiłam mu brzuch na wylot. Padł martwy na ziemię jednocześnie upuścił
Jellal’a. Próbowałam do niego podbiec, ale nagle zbroja zniknęła, pojawiło się
moje zwykłe ubranie i padłam wyczerpana na ziemię.
No fajnie Ci wyszło tyko taka mała uwaga. Staraj się pisać w trzeciej osobie. wyjdzie to wtedy o wiele lepiej :D
OdpowiedzUsuńEgo Nashi: Tak, tak a teraz pora na mała reklamę?
Oj no narzekasz...
Ego Nashi: No bo się reklamujesz...
Jeśli ktoś lubi NaLu to zapraszam na: www.nalu4ever.blogspot.pl :P
Pozdrawiam Nashi.
Nie :P. Piszę, jak piszę.
UsuńUwierz, że w trzeciej osobie wyszłoby to lepiej ._. i wyłącz blokadę bo mnie (i nie tylko) wkurzają te cyferki ._.
Usuń